1 września 1939 r. zamiast w szkole w jaskiniach
1 września 2009 r. przypada 70-ta rocznica napaści wojsk hitlerowskich na Polskę. Był to początek II wojny światowej, która przyniosła ogromne straty ludzkie i materialne nie tylko w Polsce ale na całym świecie. Zniewolono miliony ludzi. Lat 1939-1945 nie da się zapomnieć, przeżywali je wszyscy i dzieci i starsi.
O tych tragicznych latach i przeżyciach dzielą się wspomnieniami : Genowefa i Tadeusz Baranowie, Stanisława i Stanisław Tomczykowie, Stanisława Kulczycka, Józefa Mirek, Tadeusz Grzybowski, Stanisław Łapka, Stefan Mirek, Mieczysław Nowakowski, Paweł Orczyk i Marian Synowski. Mieli wówczas po 8 lat i przygotowywali się do nauki w drugiej klasie Szkoły Powszechnej w Bęble. Mieli nadzieję, że będzie to dla nich rok szczęśliwy i beztroski. Stało się niestety inaczej.
Nie zdawali sobie sprawy z tego co ich czeka w szkole w latach 1939-1945.
Przed 1 września docierały do ich rodziców i bliskich złe wiadomości. Uzyskiwano je z ustnego przekazu lub z informacji radiowych. Wówczas w Bęble były 4 aparaty radiowe kryształkowe na słuchawki i radio lampowe na baterie w Kasie Stefczyka. Tego radia słuchały tłumy mieszkańców nie tylko Bębła.
My jako małe dzieci zapamiętaliśmy tylko fragmenty tych relacji. Były to słowa „Uwaga, uwaga nadchodzi”.
W tym czasie do Bębła zaczęli przyjeżdżać wojskowi różnej rangi w celu rozpoznania, gdzie budować linie obronne i ustalić punkty obserwacyjne. Jeden z punktów obserwacyjnych miał być na najwyższym wzniesieniu w Bęble tj. ponad 470 m nad poziomem morza. Były też pouczenia wszystkich tj. dzieci i starszych, aby nie podnosić rzeczy znalezionych w miejscach publicznych, bo mogą być zatrute albo zaminowane. Szczególnie zwracano uwagę na dzieci, aby nie podnosiły m.in. czekolady, cukierków i innych artykułów żywnościowych.
Od zachodu Polski zaczęły docierać do Bębła nieprzebrane tłumy pieszo i wozami. Wszystko uciekało prze wojskami niemieckimi.
Wielu zdolnych mężczyzn do służby wojskowej żegnało się z rodzicami, rodzeństwem, żonami, dziećmi i wyruszało na front do swych jednostek wojskowych. Inni mężczyźni, a było ich 18, wyruszyli na wschód w poszukiwaniu swoich jednostek wojskowych. Dotarli aż do rzeki San, tam ich Niemcy otoczyli i legitymowali. Wcześniej ci mężczyźni wyrzucili dokumenty wojskowe do Sanu. Jeden z tych uciekinierów Paweł Bosak miał przy sobie pistolet. Niemcy na oczach kolegów rozstrzelali go. Była to pierwsza ofiara wojny z Bębła. Drugą ofiarą w pierwszych dniach wojny był podporucznik Władysław Wiechowski, który zginął w obronie Warszawy. Ciała jego nie znaleziono. We wsi pozostały tylko matki z dziećmi i osoby starsze schorowane.
Były też takie sytuacje, że uciekały rodziny z dziećmi lub ojcowie z dziećmi.
Przykładem tego może być Stanisław Grzybowski, który z 9-cio letnim synem Tadeuszem uciekał na wschód. Dotarli do Sanu po drodze żywiąc się m.in. upieczonymi ziemniakami. Dotarli do Sanu i tam Niemcy ich zawrócili. Jak wspomina Tadeusz Grzybowski, żołnierze niemieccy pomogli im zaczerpnąć wody ze studni, by mogli zaspokoić pragnienie. Również polscy uciekinierzy pomagali niemieckim żołnierzom przy czerpaniu wody. Wszyscy byli traktowani jak ludzie, a nie wrogowie. Pozostała część mieszkańców postanowiła się schronić w jaskiniach m.in. w jaskini Wierzchowskiej i Nietoperzowej. W jaskiniach tych panował niesamowity tłok, tumult i płacz dzieci. Było w nich ciemno i wilgotno przy dużej ilości nietoperzy , których bały się dzieci. Jaskinie bez oświetlenia, pomocne w tej sytuacji były lampy naftowe i świeczki. Nagromadzono spore ilości żywności, która w wyniku dużych upałów szybko się psuła. Przed jaskiniami były zwierzęta, konie i krowy, które dostarczały świeżego mleka. Świeżą i ciepłą strawę gotowano przed jaskiniami. W jaskiniach przebywano przez kilka dni. Niemcy wkroczyli do Bębła i poszli dalej. Trzeba było wracać do domów i zagród. Nie była to pora na naukę. Szkoła była długo zamknięta. Otwarto ją, gdy Niemcy opanowali całe terytorium Polski. Uczniowie nie próżnowali pomagali swoim matkom i dziadkom w pracach polowych, siewie zbóż, kopaniu ziemniaków. Niektórzy mężczyźni po miesiącu wrócili , inni dostali się do niewoli. Młodzież wróciła do tej samej szkoły, lecz byli w niej inni nauczyciele i inny kierownik. Nie było już godła polskiego i polskiej flagi. Zalecono uczniom przyniesienie wszystkich książek zwłaszcza do historii, geografii i języka polskiego. Złożono je na strychu i ślad po nich zaginął.
Nauka, aż do 1945 roku odbywała się bez książek . Do języka polskiego było okresowe czasopismo jego nazwa to „Ster” To były czytanki. Brakowało również zeszytów, atramentu, piór, ołówków, kredek. Brak było gąbek do wycierania tablic i kredy do pisania. Nowy kierownik szkoły, który przybył nie wiadomo skąd, był człowiekiem bardzo ostrym i znerwicowanym, wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Uczennice i uczniowie o byle co byli karceni linijką po „łapach” lub trzciną po „tyłku”. Po jakimś czasie przybyli nowy kierownik i nowy nauczyciel, którzy znali język niemiecki. Również trzymali surową dyscyplinę. Nauczyciel ów nazywał się Ruman Franciszek. Przywiózł ze sobą stary mikroskop, który służył do nauki aż do zakończenia wojny. Innych pomocy naukowych nie było Dzieci często chorowały i były niedożywione. Nie było żadnej opieki lekarskiej. Brakowało w rodzinach podstawowych środków czystości, mydła i wody.
To groziło epidemiami m.in. czerwonki i tyfusu plamistego. W 1943 r. wybuchła wielka epidemia czerwonki, która zaatakowała szczególnie dzieci. W czasie tej epidemii zmarło 12 dzieci, najmłodsze Barbara Janecka lat 2, 5 i najstarsze Janina Grzybowska lat 16. Inni przez wiele tygodni i miesięcy ciężko chorowali. Przerwano naukę w szkole na dłuższy okres, a Bębło było wsią zamkniętą, nie można było wyjeżdżać ani przyjeżdżać, przez określony okres kwarantanny.
Uczniowie byli zobowiązywani do wykonywania pewnych prac w ogródku warzywnym przy szkole. Wyprodukowane warzywa przekazywano kierownikowi i nauczycielom. Dla nich uczniowie nosili też czystą wodę ze studni publicznych, których we wsi było dwie. W 1944 r. Niemcy pod przymusem zabierali starsze osoby do budowy umocnień obronnych w Łazach i Jerzmanowicach.
W zastępstwie rodziców kilku 13-to latków pracowało na tych obiektach obronnych. Wykonywano też prace na rzecz dużego gospodarstwa rolnego w Wierzchowiu, gdzie uczniowie usuwali chwasty ze zbóż. Właściciel tego gospodarstwa został zabrany przez Niemców do obozu
i tam zginął. Każdy uczeń klas starszych zobligowany był uzbierać 10 kg świeżych ziół, wysuszyć i oddać do szkoły. Pod koniec 1943 roku i cały rok 1944 uczniowie klas starszych palili w piecach szkolnych . Przez tydzień po dwóch uczniów miało dyżury. Przykładowo Tadeusz Grzybowski
i Mieczysław Nowakowski, którzy mieli do szkoły dosyć daleko, musieli wstawać o godz. 6-tej, napalić w 3 piecach, wrócić do domu po tornistry i zgłosić się w szkole na godz. 8.00.
W latach okupacji niemieckiej uczniowie nie byli na żadnej wycieczce poza Bębłem. Nie znali zabytków Krakowa, Wieliczki i innych historycznych miejscowości. Wakacje dzieci spędzały
w domu i przy pracach polowych oraz zbieraniu borówek i grzybów, aby zarobić parę złotych.
Raz w tygodniu przychodził albo przyjeżdżał furmanką konną ksiądz z Białego Kościoła na naukę religii i przygotowanie dzieci do pierwszej komunii. Dzieci do komunii szły często w starych strojach, w różny sposób zdobytych przez rodziców. Po komunii był skromny poczęstunek - kawałek ciasta własnego wypieku , kawa zbożowa z mlekiem lub mleko.
Dzieci nie znały smaku owoców południowych, pomarańcz, bananów, cytryn i innych. Brak był nawet polskich owoców. Cukierki czy czekolada były od wielkiego święta. W wielu rodzinach brakowało kromki zwykłego chleba czy ziemniaków. Często żywiono się lebiodą, brukwią
i kluskami z przemarzniętych ziemniaków, które nazywano „zdechlokami”. Nie wszyscy je jedli, miały bardzo nieprzyjemny smak i zapach.
Przez Bębło przez cały czas, szczególnie w okresie letnim, przechodziło wielu uciekinierów z obozów koncentracyjnych, niewoli, czy z przymusowych robót. Zatrzymywali się aby odpocząć i prosić o kawałek chleba czy wody i by wskazać im bezpieczną drogę powrotną do swoich rodzin. Był surowy zakaz udzielania jakiejkolwiek pomocy tym ludziom. Osobom starszym za taką pomoc groził obóz koncentracyjny. Robiły to dzieci po kryjomu, nawet rodzice nie wiedzieli dla kogo biorą chleb, wodę czy mleko. Zanosiły tym spragnionym i wskazywały bezpieczną drogę.
Od 1943 roku dochodziły coraz bardziej krzepiące wieści, armia niemiecka jest w odwrocie. Wszyscy oczekiwali rychłego zakończenia wojny w Europie. Wreszcie nastąpiło to w maju 1945 r. Kiedy front zbliżał się, znów naukę w szkole przerwano na czas nieokreślony.
Po zakończeniu działań wojennych młodzież wróciła do szkoły. Wróciło godło i flaga polska. Ale nauczyciele znów inni.
Pokolenie drugoklasistów z 1939 r. kończyło w czerwcu 1945 r. Szkołę Powszechną w Bęble. Cieszyło się ,że przeżyło najtrudniejszy okres w swoim życiu i dzieciństwie.
Żegnali się ze swymi młodszymi koleżankami i kolegami ze świadomością, że maja duże zaległości z historii, geografii, języka polskiego, przyrody. Trzeba było to nadrabiać w trakcie dalszego kształcenia.
Te ciężkie czasy zahartowały to pokolenie do dalszej nauki i pracy.
W dalszym życiu towarzyszyły im fragmenty wiersza pt. „Dobre rady” zamieszczonego w „Sterze” pod redakcją Edmunda Chodaka.
„Wstawaj rano, sypiaj twardo,
jadaj miernie, z bólem łam się za młodu hardo,
ucz się słuchać ,abyś umiał rozkazywać,
gdy tak padnie,
ucz się pracy, byś zrozumiał,
co tam leży w życiu na dnie”
Oby żadne pokolenie dzieci nie doczekało takich czasów
jakie przeżyli uczniowie drugiej klasy z 1939 r.
Mieczysław Nowakowski